top of page

Rozdział VIII

Nauczyciel

 

            Pewnego popołudnia czekała ich miła niespodzianka. Do drzwi ich domu zapukał nie kto inny jak sam Marantar. Od ich pierwszej wizyty w jego posiadłości spotkali się jeszcze tylko dwukrotnie - gdy wyruszali na spotkanie elfich kupców aby uzupełnić brakujące zapasy. Odwiedziny te jednak były bardzo krótkie i prawie czysto biznesowe, dlatego tym bardziej ucieszyli się z niespodziewanej wizyty starca.

- Dużo czasu upłynęło od naszego ostatniego spotkania - zawołał na powitanie Robert.

- Mimo wszystko miło was widzieć - Marantar obdarzył ich promienistym uśmiechem.

- Ciebie również. Witaj! - odpowiedział Robert i oboje padli sobie w objęcia.

            Przy ciepłej herbatce Winkler opowiedział Marantarowi o dziwnym wydarzeniu, jakie mieli okazję podziwiać podczas przygotowywania bożonarodzeniowych ozdób.

- Tego się właśnie spodziewałem - wtrącił smętnym głosem starzec. Nie wyglądał na zbyt zdziwionego.

- Czekałem tylko aż wydarzy się coś, co potwierdzi moje podejrzenia. Mogłem was o tym wcześniej ostrzec, jednak myślałem, że lepiej będzie gdy sami się o tym najpierw przekonacie. Teraz powinniście poznać prawdę. Nadszedł czas abyście usłyszeli o czym mówi stara legenda.

- Więc ty o wszystkim wiedziałeś? Od samego początku? - Mateusz nie krył zdumienia.

- Oczywiście! A myślałeś, że dlaczego starałem się wam pomóc w organizacji tego miejsca? Tylko ze zwykłej życzliwości? Gdy tylko natrafiłem na was tego wieczoru od razu domyśliłem się kim jesteście. Starałem się jeszcze sprawdzić słuszność moich podejrzeń próbując zniechęcić was do pozostania w tym miejscu. Nazwałem je przeklętą doliną, chciałem was wystraszyć, starałem się stworzyć wam dogodne warunki do zamieszkania w moim domu, żebyście nie mieli ochoty wracać na to odludzie. Wy jednak mimo wszystko pozostaliście wierni temu miejscu. Sami mówiliście, że jakaś siła "ciągnie was w to miejsce", nie pozwala wam o nim zapomnieć. To właśnie pradawna magia Szesel. A co się tyczy legendy, to...

- Nie musisz się wysilać - przerwał, nadal nieco oburzony Mateusz. Nenazil opowiedział nam o wszystkim.

- Ach tak... - starzec zamyślił się na chwilę. - Opowiadaliście o nim i jego rodzinie podczas ostatniej wizyty. Czy powiedział wam jakie role przypisane są każdemu z was?

- Role? - trójka przyjaciół była wyraźnie zdumiona.

- Role. Szesel mają odbudować trzy osoby - mag, kapłan i...

- I rycerz - dokończyła Iza. - Jeśli o to chodzi, to Nenazil mówił, że Robert jest magiem.

- A wy? - wskazał wzrokiem na Izę i Mateusza.

-My!?

- Tak, wy! Zgadzam się z tym, że Robert jest magiem, ale pozostają jeszcze dwie postacie - kapłan i wojownik.

Cała trójka wyglądała na wyjątkowo zdumioną. Całkowicie zapomnieli, że pozostałe dwa stanowiska opisywane przez legendę też muszą zostać obsadzone.

- No tak, tylko że my nie wykazaliśmy się do tej pory żadnymi specjalnymi umiejętnościami - zauważyła Iza.

- To nic. Domyślam się, jak moc zostanie rozdysponowana między wami. Ty Izo staniesz się kapłanką. Może nawet już nią jesteś, tylko tego jeszcze nie odkryłaś. Natomiast Mateusz zostanie wojownikiem.

- Skąd możesz to widzieć?

- Obserwowałem wasze zachowanie. Podczas wszelkich zdarzeń jakie was spotykały lub gdy słuchaliście opowiadanych przeze mnie historii tylko Mateusz wykazał się silną niechęcią czy nawet wrogością, do wszystkiego co miało jakikolwiek związek z magią. A przecież każde z was słyszało o tym wszystkim po raz pierwszy i wszystkich was powinno to dziwić tak samo. Ktoś taki nie może być magiem czy kapłanem parającym się magią zawodowo. Za to idealnie nadaje się na wspaniałego żołnierza. Oczywiście mogę się równie dobrze mylić co mieć rację, zakładam jednak, że niedługo wszyscy się o tym przekonamy.

- I to mi się podoba! - zawołał wesoło Mateusz, który w końcu przestał się gniewać na Marantara - Jeżeli mam już coś odbudowywać i przywracać porządek, to wole to robić jako dzielny wojownik a nie wątły czarodziej gloryfikowany przez dziecięce opowiadania.

- Niebawem zobaczysz zapewne, jak nieszanowana przez ciebie magiczna moc może być potężna i pomocna - pouczył go starzec.

            Po rozmowie Marantar wybrał się z Robertem na krótki spacer.

- Od początku przypuszczałem, że to właśnie ty zostaniesz magiem. Jedynie ty byłeś przez cały czas rozsądny i nie dawałeś się ponieść emocjom, a to typowe cechy wszystkich czarodziejów. - Starzec przerwał na chwilę. - Czy po tej przygodzie ze słomkami twoja moc ujawniła się jeszcze w jakiś sposób? Może wzrosła albo się zmieniła?

- Słucham?... Co mówiłeś? - Robert wyglądał jakby myślami był w zupełnie innym miejscu.

- Pytałem, czy pokaz twojej mocy podczas świąt był jedynym takim przypadkiem do tej pory.

Winkel bez słowa wyciągnął przed siebie rękę, koncentrując swój wzrok na jednym z leżących na ziemi kamieni. Nagle przedmiot ten z cichym szelestem wystrzelił do góry, przyciągnięty jak przez magnez, prosto w skierowaną w jego stronę dłoń Roberta.

- Teraz nie sprawia mi to najmniejszej trudności. Zauważyłem, że z dnia na dzień mogę przywoływać coraz większe i cięższe przedmioty, z coraz to większej odległości.

- To całkowicie normalne. Twoja moc wzrasta. Im częściej będziesz jej używał, tym będziesz potężniejszy. Z czasem nauczysz się nowych rzeczy. Podnoszenie przedmiotów to nie jedyna umiejętność jaką posiadają magowie.

- Tak, na pewno... - Robert nie wydawał się zbyt przekonany tym co mówi.

- Widzę Robercie, że coś cię trapi. Możesz mi powiedzieć co się z tobą dzieje. Może uda mi się tobie w jakiś sposób pomóc. Każdy na twoim miejscu skakałby ze szczęścia. Otrzymałeś ogromny dar, a do tego bardzo rzadki, a wydajesz się być strasznie smutny i przygnębiony. Co się stało?

- Nic... Zastanawiam się tylko nad... - zamyślił się na chwilę. - Co będzie Marantarze, jeżeli nie damy rady? Tak, moja moc to wielki dar, ale to dar który ma w sobie mały haczyk - wielką odpowiedzialność. Wszyscy będą od nas czegoś oczekiwać, a my nie mamy pojęcia co robić. Jesteśmy sami w tym miejscu. Nie znamy historii waszego świata ani praw nim rządzących. Otrzymałem nową moc i muszę nauczyć się nad nią panować. Nie potrafimy nawet dobrze zadbać o własny byt. Mieszkamy w drewnianym domku a naszym jedynym łącznikiem ze światem są długousi kupcy których spotykamy co kilka tygodni. Jak mamy odbudować miasto i stworzyć nowe państwo? Nie potrafimy tego zrobić Marantarze! My sie do tego po prostu nie nadajemy.

- Ależ oczywiście, że się nadajecie Robercie! A największym dowodem na to jest to, że tu jesteście. Magia tego miejsca wybrała właśnie was, a to nie może być przypadkiem. To jest wasze przeznaczenie. Ono was przez wszystko przeprowadzi i ono pomoże wam dojść do celu jaki został wam zaplanowany.

- Nie wiem, Marantarze... Boję się, że coś zrobimy źle, że zaprzepaścimy szansę na odrodzenie wyczekiwanego przez was Imperium.

- Robercie, nie ma nic do stracenia. Teraz na miejscu tego Imperium rośnie nieprzebyty las. Nie zniszczycie Szesel bardziej niż zrobili to jego dawni mieszkańcy. Musicie spróbować. Ludzie, elfy i wszystkie inne stworzenia czekają na to od wieków. Nie możecie ich zawieść.

- Może masz rację. Ale jak mamy sobie z tym poradzić? Jak mamy to wszystko pogodzić? Codzienne obowiązki, naukę magii, pracę nad odrestaurowaniem Szesel?

- Nie mówię, że będzie łatwo. Na pewno napotkacie na wiele trudności. Również nie wszyscy których spotkacie na swojej drodze będą wam i waszej misji przychylni. Jeżeli nie będzie ci to przeszkadzać mogę zostać i trochę wam pomóc. Szczególnie w poznaniu i opanowaniu nowych umiejętności, które mogę być tak niebezpieczne jak potężne. Przypuszczam, że Iza i Mateusz też wkrótce odkryją nowe moce.

- Naprawdę mógłbyś to dla nas zrobić? A co z twoim domem? Zostawisz go na pastwę losu?

- No cóż, nikt tam na mnie przecież nie czeka. A nie wydaję mi się, żeby miało mu się coś stać, gdy zostanie przez pewien czas sam.

- Jak możemy ci dziękować? Nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że zechciałbyś zostać na dłużej aby nam pomóc. Oczywiście, że możesz! Przyda nam się pomoc kogoś tak doświadczonego jak ty. - Robert wyglądał już zupełnie inaczej niż przed chwilą. Z jego przygnębionej przez niepewność twarzy zniknął smutek a jego miejsce zajęła radość i szeroki uśmiech. W matowych do niedawna oczach zapalił się niewielki płomień, zwiastujący pojawienie się na nowo nadziei w sercu mężczyzny.

- Cieszę się, że mogłem sprawić tyle radości tymi słowami. Jestem coraz bardziej przekonany, że postępuję słusznie pomagając wam w tej trudnej drodze.

 

            Po powrocie do domu odmieniony przez propozycję Marantara Robert natychmiast o wszystkim opowiedział przyjaciołom. Iza i Mateusz zareagowali w podobny sposób jak Winkler, co tylko utwierdziło starca w przekonaniu, że potrzebują i oczekują jego pomocy.

            Marantar chwilowo zamieszkał wraz z panami w ich pokoju, lecz już następnego dnia zajęli się budową kolejnego domu. Miał on przylegać do jednej ze ścian domu trójki przyjaciół. Dodatkowo postanowili zrobić przejście ze swojego salonu nowego domu starca. Tym razem budowa zajęła im jednak znacznie więcej czasu niż dwie poprzednie. Wykorzystując ogromną widzę Marantara oraz umiejętności Kora i jego ojca, starali się sprawić, aby nowy dom ich mentora choć odrobinę przypominał ten, który dla nich opuścił. Wydłużony czas budowy przełożył się jednak na powalający efekt. Chociaż to dom Marantara został dobudowany do istniejącej wcześniej posiadłości, kunszt z jakim był wybudowany sprawił, że to mieszkanie przyjaciół wyglądało jak jakaś nędzna przybudówka dostawiona do przepięknego i starannie wykonanego budynku.

Poprzedni rozdział | Następny rozdział

bottom of page