top of page

Rozdział X

Leśni goście

 

        Po niespełna trzech tygodniach intensywnych treningów pod okiem niezwykle - jak się okazało - doświadczonego Marantara, mogli w końcu w końcu nazywać siebie mistrzami w swoich dziedzinach. Robert zaczął szkolić się we władaniu mieczem i szło mu nawet nieźle, chociaż oczywiście nie mógł nawet w połowie dorównać Mateuszowi. Mimo tych wszystkich sukcesów nie zaprzestali treningów. Zdawali sobie sprawę z tego, że cały czas muszą polepszać swoje umiejętności. Wierzyli, że człowiek nigdy nie może nauczyć się czegoś tak dobrze, aby nie mógł być w tym jeszcze lepszym. Choćby myślał, że wie już wszystko, zawsze może wydarzyć się coś, co go zaskoczy.
          Poświęcenie niemal całej uwagi treningom nie odwróciło jednak całkowicie ich myśli od Nenazila. Zaczynali się o niego martwić. Nie mieli pojęcia kiedy ma wrócić. Nie byli również pewni czy aby nic mu się nie stało. Starzec oczywiście uspokajał ich, że taka misja musi zająć trochę czasu i że na pewno wszystko jest w jak najlepszym porządku, jednak atmosfera z dnia na dzień stawała się coraz bardziej napięta.
- Mateusz! Skoncentruj się! Nie pozwól, aby emocje zapanowały nad tobą podczas walki! Wykorzystaj je! Przekształć je w siłę! Iza! Nogi szerzej! Łuk wyżej! - Marantar udziela im wskazówek podczas jednego ze zwykłych treningów.
- Czy widzicie to co ja? - Robert wskazywał przeciwległą ścianę lasu. Na tle drzew rysowały się sylwetki pięciu, czy może sześciu postaci.
- Może to Nenazil wraca? - zapytała niepewnie Iza.
- Ale dlaczego wychodzi z lasu, zamiast iść od strony gościńca?
- Poza tym miałem nadzieję, że uda mu się przyprowadzić trochę więcej osób - dodał rozczarowany Marantar.
              Po chwili jednak okazało się, że zbliżające się postacie nie mogą być ani Nenazilem ani jego żoną czy synem. Po pierwsze prawie wszyscy z nich byli nieco niżsi od nich, posiadali długie, opadające na ramiona włosy, do tego ubrani byli w brązowo-zielone stroje, które idealnie mogły służyć za kamuflaż w lesie.
- Kim jesteście, nieznajomi? - starzec rozpoczął rozmowę, gdy grupka przybyszów zbliżyła się na odpowiednią odległość.
- Nie poznajesz mnie, Marantarze? - pytaniem odpowiedziała mu piękność o blond włosach, znacznie wyróżniająca się od reszty grupy. Jako jedyna miała jasne włosy i przenikliwe, błękitne oczy. Jej głos brzmiał uspokajająco i hipnotyzująco zarazem. Wszyscy poza nią nosili - zapewne dla wygody poruszania się w lesie - dopasowane spodnie. Tylko ona miała na sobie przepiękną, powłóczystą suknię, chociaż nie była jedyną kobietą w grupie. Ale nie to było największą różnicą. Wyróżniała się na tle innych wyjątkowo delikatną, bladą cerą i znacznie przewyższała wszystkich wzrostem.
- Wybacz mi pani, ale nie przypominam sobie, abym kiedyś cię spotkał - odpowiedział zaskoczony.
- Ludzka pamięć jest tak zawodna. Nazywam się Nefirim. Czy coś ci to mówi, Marantarze?
- Nefirim? Starsza Rady Elfów? To niemożliwe...
- Tak było kiedyś. Czasy się zmieniły, Marantarze. Dziś jestem królową leśnych elfów.
- Leśnych elfów? Nigdy o nich nie słyszałem.
- Bo w tamtych czasach ich nie było, Marantarze. Po upadku Szesel część elfów odnalazła spokój w mrokach puszczy. Mieszkając tam przez stulecia przystosowali się do życia w lesie. Teraz nazywamy się leśnymi elfami. A ja, będąc jedyną kobietą spośród Starszych, którzy zamieszkali wraz z elfami w puszczy, zostałam wybrana na królową.
- No tak, dla elfów kobiety zawsze stały na pierwszym miejscu. Miło cię widzieć, Nefirim.
- Ciebie również, Marantarze. Jeżeli nie sprawi wam to kłopotu, chcielibyśmy z wami porozmawiać.
- Oczywiście. Może wejdziemy do środka? - starzec wskazał na stojący nieopodal dom.
- Nie ma takiej potrzeby. To zajmie tylko chwilę - odpowiedział królowa, zerkając z nieukrywaną pogardą na budynek.
- Jak wolisz.
- Otóż moi zwiadowcy obserwują was od dłuższego czasu...
- Co?! - Mateusz był tym faktem oburzony.
- Prawdę mówiąc, to obserwują was od samego początku. Od dnia, w którym się wszystko zaczęło. Od dnia, kiedy się tu pojawiliście - mówiąc to, wskazała na trójkę osób stojących przed nią.
- Ale dlaczego? Czemu nic o tym nie wiemy?
Królowa uniosła rękę, uciszając Roberta.
- To miejsce jest przez nas kontrolowane od czasów upadku Imperium. Wiemy o wszystkim co się tutaj dzieje. Nic nie uchodzi naszej uwadze. Od początku przypuszczałam, że słowa starej legendy muszą się spełnić, jednak jako królowa nie mogę pozwolić, aby ucierpiał na tym mój lud. 
- Przecież wiesz doskonale, że tylko potężne i dobrze prosperujące Szesel może być gwarantem wiecznego pokoju! - zaoponował starzec.
- Wiem. Jednak nim tutaj powstanie potężne i silne miasto, może wydarzyć się wszystko. Stare Szesel również miało gwarantować bezpieczeństwo i pokój swoim mieszkańcom, a dobrze wiemy jak to się skończyło. Jeżeli wasze poczynania ściągną w te okolice jakieś niebezpieczeństwo, będzie ono zagrażało również leśnym elfom. Na to nie mogę pozwolić. Do tej pory nikt nie interesował się tym miejscem, lecz teraz będzie zupełnie inaczej.
- Czy to oznacza, że chcesz nam przeszkodzić w odbudowie Szesel?
- Nie. Nie mogę tego zrobić. Elfy nie chcą ingerować w spełnienie starej legendy. Przynajmniej do póki nie muszą.
- Więc co zamierzasz zrobić?
- Chcę, aby troje z moich żołnierzy zamieszkało wśród was. Będą oni moim gwarantem naszego bezpieczeństwa. Gdyby działo się coś, co będzie stanowiło zagrożenie dla spokoju leśnych elfów, natychmiast się o tym dowiem.
- A jeżeli nie wyrazimy na to zgody? - zapytała Iza, przewidując jednak, jaką otrzyma odpowiedź.
- Ja nie proszę was o zgodę. Oświadcza wam jedynie to, co postanowiłam. Co zwiadowcy są moją zgodą na odbudowę Szesel. Jeżeli będziecie się sprzeciwiać, karzę wam opuścić te ziemie.
- Ciekawe jak nas do tego zmusisz? - Mateusz nie ukrywał niezadowolenia z pretensjonalnego tonu królowej elfów.
- Czy myślisz, młody człowieku, że te elfy, których tutaj widzisz, są jedynymi? W okolicznych lasach mieszkają nieprzebrane zastępy leśnych elfów. A wszystkie są posłuszne moim rozkazom. Przepędzenie was z tej krainy nie stanowi dla nas żadnego wyzwania.
- A niby jaką rolę mają odgrywać tutaj twoi ludzie?
- Już mówiłam. Mają obserwować. Dopóki wasze poczynania lub poczynania innych istot mieszkających tutaj nie będą szkodziły interesom leśnych elfów, pozostawię was w spokoju. W przeciwnym wypadku będę musiała zadbać o to, aby przywrócić porządek w tej krainie. A dzięki tym trzem elfom, będę na bieżąco o wszystkim informowana. A teraz żegnajcie. 
             I nie czekając na odpowiedź ruszyła z dwójką elfów z powrotem w stronę lasu. Trzech spośród ich towarzyszy stało nadal na swoich miejscach.
- Może nas chociaż przedstawisz? - zawołał za odchodzącą królową Marantar?
- Monhul, Zulno i Belrall - rzuciła, nie odwracając nawet głowy Nefirim. 
- Co za jędza! - Mateusz dał upust swoim emocjom. - Jak może narzucać nam w ten sposób swoje głupie wymysły!?
- Jak śmiesz tak mówić o królowej!? - jeden z Elfów był wyraźnie niezadowolony ze słów młodzieńca.
- Nie podskakuj zielony karle, bo źle skończysz! Teraz to wy jesteście w mniejszości, więc mnie nie prowokuj!
- Lepiej zostaw ich w spokoju - zaproponowała Iza. Jeszcze doniosą o tym Nefirim i dopiero będziemy mieli. Dopóki nam nie przeszkadzają, niech zostaną. 
- W takim razie musimy się postarać o jakieś mieszkanie dla tych elfów - zauważył Marantar. - Mimo wszystko, nie możemy kazać im spać po gołym niebem.
- Nie trzeba, starcze. Mamy swój dom ze sobą.
- A co wy? Ślimaki? - zakpił Mateusz.
Elfy obdarzyły go jedynie pogardliwym spojrzeniem. Jeden z nich wyciągnął przed siebie małe, szmaciane zawiniątko. Wystawała z niego cieniutka gałązka z kilkoma listkami.
- To sadzonka wyhodowana z nasiona Etelrionu - świętego drzewa elfów. Służy on nam za dom i stolicę w sercu mrocznej puszczy.  
- Taa... Raczej takie małe to trochę... - chłopiec nie dawał za wygraną.
- To dopiero mała sadzonka. Z niej wyrośnie potężne drzewo, w którym będziemy mieli swój dom.
- A za ile chcecie się do niego wprowadzić? Za sto lat? Zbudujecie sobie wtedy śliczny domek na drzewie...
- Mylisz się chłopcze. Ale twój ograniczony ludzką słabością mózg i tak nie zdoła tego pojąć.
Po tak urwanej dyskusji trójka elfów odeszła w tylko sobie wiadome miejsce i w tylko sobie wiadomym celu.
- Marantarze, zastanawia mnie jedna rzecz... - Robert zaczął niepewnie. Zdawał się być głęboko czymś zamyślony.
- Tak?
- Skąd znasz Nefirim? Z naszej rozmowy wynikało, że znacie się jeszcze z czasów świetności Szesel. Ale to przecież niemożliwe. Mówiłeś, że wszystko to działo się setki lat temu.
- To prawda. Wszystko co mówisz Robercie jest prawdą. I to, że Szesel przestało istnieć przed setkami lat, i to, że już wtedy znałem dzisiejszą królową elfów, i także to, że to wszystko jest niemożliwe. Wszystko to jest prawdą.
- Nie rozumiem, Marantarze. O co w tym wszystkim chodzi?
- Ja też tego nie mogę do końca pojąć. Powinienem odejść z tego świata przed wieloma lat, jednak tak się nie stało. Nadal kroczę po nim swoim niedołężnym, starczym krokiem i nic nie wskazuje na to, aby miało się to w najbliższym czasie zmienić.
Nie, żebym jakoś specjalnie na to narzekał czy nad tym ubolewał! Nie wiem tylko dlaczego tak się dzieje. Mam jednak pewną teorię na ten temat.
- Jaką?
- Nie chcę na razie o niej mówić. Przynajmniej dopóki nie przekonam się, czy jest prawdziwa.
- Kim była Nefirim kiedyś, zanim została królową elfów? - Iza zmieniła temat.
- Była jedną ze Starszych Elfów. Byli to odpowiednicy naszej Rady Magów. Gdy magowie reprezentowali interesy ludzi, Starsi byli przedstawicielami elfów. Wspólnie dbaliśmy o dobro miasta i państwa, doradzaliśmy królowi. Uczestniczyliśmy w życiu kulturalnym i politycznym królestwa. Stąd właśnie znam Nefirim.
- Czyli, że ty... należałeś do Rady Magów?
- Zgadza się. Jednak po upadku Szesel Rada została rozwiązana, a ja zamieszkałem przy opustoszałym już wtedy gościńcu, czekając na dalszy bieg wydarzeń.
- Domyślasz się, dlaczego elfy wybrały na królową właśnie ją?
- Jak sama powiedziała - była jedyną kobietą spośród Starszych, którzy szukali schronienia wraz z innymi elfami w puszczy. U elfów kobiety stoją znacznie wyżej w hierarchii. Mają pierwszeństwo podczas dziedziczenia, często zajmują wyższe stanowiska. Poza tym jeszcze gdy piastowała urząd Starszej cieszyła się ogromnym poważaniem i ogólnym szacunkiem. I to nie tylko wśród elfów. Nieustannie walczyła o prawa i przywileje dla swojej rasy. To wszystko zapewniło jej niemal automatyczny wybór na królową. Dziwnym jest jedynie fakt, że w ogóle elfy pomyślały o takiej formie rządów. Zawsze opowiadały się za zwiększeniem swobód i demokracją, ale widocznie w tak ciężkich czasach potrzebowały kogoś, kto poprowadzi ich ku lepszemu życiu. I myślę, że Nefirim sumiennie wywiązuje się z tego obowiązku.
- Miejmy nadzieję, że te elfy nie będą nam utrudniać pracy. Może nawet kiedyś okażą się w czymś pomocni.
- Może. Elfy jednak działają tylko wtedy, gdy ich praca może przynieść pożytek ich rasie lub im samym. To jest dla nich najważniejsze. A już na pewno nigdy nie zrobią nic, co mogłoby zaszkodzić ich bytowi lub narazić ich reputację. Mam wrażenie, że mieszkanie w lesie tej części charakteru w nich nie zmieniło. Utracili jednak znacznie na ogładzie i wysokiej niegdyś kulturze towarzyskiej. 

Poprzedni rozdział | Następny rozdział

bottom of page